Najlepsza gra tekstowa o Anime BLEACH
<By³o jeszcze bardzo wcze¶nie, gdy g³o¶ny sygna³ budzika postawi³ mnie na nogi. Szybko siê umy³em, ubra³em i zjad³em ¶niadanie, po czym wyszed³em z domu przerzucaj±c sobie przez ramiê plecak. Dodatkowo, wzi±³em ze sob± mój Zanpakutou - Hinakirê, po czym ruszy³em na poranny spacer. Czy rzeczywi¶cie, by³ to zwyk³y, poranny spacerek? Raczej nie, skoro nawet nie by³em zwyk³ym cz³owiekiem... By³em Vizardem, a to wcale nie by³ spacerek - mia³em ¶ci¶le okre¶lony cel, chcia³em udaæ siê do siedziby Vizardów i prosiæ ich o trening w kontroli Hollowa we mnie. Nie mog³em ju¿ d³u¿ej wytrzymaæ, nêkany przez Pustego... Je¶li tak dalej pójdzie, naprawdê stanê siê Hollowem i nie bêdzie ju¿ dla mnie powrotu - pomy¶la³em jeszcze wczoraj, gdy k³ad³em siê spaæ. Wtedy te¿ postanowi³em, ¿e dzisiaj rano udam siê do ich siedziby - wiedzia³em gdzie to jest, poniewa¿ ju¿ wcze¶niej jeden z nich sk³ada³ mi propozycjê przy³±czenia siê do ich organizacji... Jednak wtedy j± odrzuci³em, nie rozumia³em w pe³ni kim jestem i co siê ze mn± mo¿e staæ, ale tak d³u¿ej ju¿ nie mog³o byæ - ju¿ nie jeden raz Pusty we mnie przejmowa³ nade mn± kontrolê... By³em wtedy stokrotnie silniejszy, lecz jaka by³a tego cena? Czy sama moc warta jest takich po¶wiêceñ? Warta ci±gniêcia tego dalej? Je¶li tak bym to zostawi³, nie tylko ja bym ucierpia³... W niebezpieczeñstwie byli by te¿ moi towarzysze, moja rodzina i przyjaciele... Nie, nie mog³em tak tego pozostawiæ. Bo czym te¿ oni byli winni? Czy zas³uguj± na ¿ycie w ci±g³ym strachu? Zas³uguj±, byæ mo¿e na ¶mieræ, zadan± im z mojej rêki? Nie, i nie mog³em na to pozwoliæ. Gdy by³em w parku, pierwsze promienie blado¿ó³tego s³oñca o¶wietli³y mi twarz... Zatrzyma³em siê bezwiednie i spojrza³em na wschodz±ce s³oñce. By³o piêkne. Mia³em ochotê tu zostaæ, po³o¿yæ siê na trawie i wpatrywaæ siê w szumi±ce drzewa oraz s³uchaæ ¶wiergotu ptaków... Nie mog³em jednak tego zrobiæ. Odwróci³em g³owê od piêknego widoku i ruszy³em ¿wawym krokiem w dalsz± drogê. Wyszed³em z lasu i zatrzyma³em siê przed jezdni±. By³o czerwone ¶wiat³o, ale nic nie jecha³o. Przygryz³em wargê i poczeka³em, a¿ zapali siê zielone. Gdy zamigota³o ju¿ zielone ¶wiat³o, jak na z³o¶æ przejecha³ akurat czerwony Porshe, nie zwa¿aj±c na ograniczenie prêdko¶ci i czerwone ¶wiat³o... Pokrêci³em tylko g³ow± i przeszed³em przez jezdniê - i tak kierowca pojazdu mnie nie widzia³, a poza tym nie mog³em mu ju¿ nic zrobiæ - przed chwil± znik³ za zakrêtem drogi, gnaj±c nie wiadomo gdzie, byle dalej i szybciej... Nie lubi³em za to ludzi... Nie lubi³em ich wiecznego po¶piechu, bez chwili odpoczynku, bez wytrwania... Spojrza³em w niebo. Kilka chmur przemieszcza³o siê szybko po niebosk³onie - jakby te¿ siê ¶piesz±c, jakby nigdy nie przerywaj±c swej wêdrówki po niebie... Wia³ silny wiatr, co jaki¶ czas li¶cie str±cone z drzew uderza³y mnie w twarz... Te¿ siê ¶pieszy³y w swojej bezsensownej, niekoñcz±cej siê pogoni... Ca³y ¶wiat jest jak wiruj±ce bez przerwy ko³o, nigdy siê nie zatrzymuj±c i nie daj±c chwili wytchnienia... Z³y by³em na siebie. Zawsze by³em inny, odstawa³em od reszty... Czemu to akurat mnie spotka³o? Czemu akurat ja muszê nosiæ to znamiê? Czemu to akurat JA jestem inny od reszty, czemu nie mogê byæ zwyk³ym cz³owiekiem? Naburmuszony, szed³em jednak na przód... Wiedzia³em, ¿e nie mogê odwróciæ ju¿ tego, co siê sta³o. Ale te¿ nie mog³em tak staæ i nic nie robiæ... Musia³em sam sobie poradziæ, bo czy¿ to nie mnie wybra³ los, po³±czy³ moje ¿ycie z Pustym? Dawa³o mi to niezrównan± moc, jednak p³aci³em za to wysok± cenê. Wiedzia³em jednak, ¿e ka¿de z³o mo¿na obróciæ w dobro, mog³em wykorzystaæ to do dobrej sprawy. Mo¿e to dobrze, ¿e to akurat ja zosta³em obdarzony t± moc±? Mo¿e to w³a¶nie ja mam byæ tym, który poniesie ten ciê¿ar? Nie wiem tego, lecz wiem, ¿e nie mogê siê poddawaæ. Nie mogê siê zatrzymaæ, jak nie mogê te¿ zatrzymaæ innych. Chcia³em daæ siê ponie¶æ zwyk³emu, szczê¶liwemu ¿yciu, jednak nie to by³o mi przeznaczone, musia³em radziæ sobie z wieloma przeciwno¶ciami. Chcia³em, ¿eby ¿ycie by³o ³atwe, pozbawione cierpienia i trudu..., ¿eby ka¿dy móg³ byæ szczê¶liwy i móg³ robiæ to, co zechce. Jednak to by³o nierealne - jak nierealne jest cofniêcie czasu, cofniêcie wyboru, który stworzy³ mnie tym, kim jestem. W mojej g³owie toczy³a siê nieustaj±ca bitwa - z jednej strony potrzebowa³em tej mocy, potrzebowa³em jej, bo chcia³em pomóc ludziom. Z drugiej jednak chcia³em te¿ móc prowadziæ normalne, szczê¶liwe ¿ycie, dzieliæ swoje smutki i rado¶ci z rodzin±... Nie wybra³em. Nie wybra³em pomiêdzy tymi dwoma stronami. Bo czy¿ mam prawo dokonaæ takiego wyboru? Nie decydowa³em teraz tylko za siebie - decydowa³em równie¿ za moje otoczenie, za wszystkie istoty ¿yj±ce wokó³ mnie. Nie, nie mog³em zostawiæ tego wszystkiego, nie mog³em zignorowaæ, jak¿e licznych wo³añ o pomoc, nie mog³em wszystkiego rzuciæ, mojego dotychczasowego ¿ycia... Musia³em i¶æ dalej, nie ogl±daj±c siê za siebie. Z takimi te¿ my¶lami doszed³em do biednej, zniszczonej dzielnicy. Zatrzyma³em siê. Tumany kurzu przewala³y siê przede mn±, udaj±c pêdz±ce stado... Zastanowi³em siê chwilê nad drog±, po czym ruszy³em dalej, wolnym krokiem przed siebie. Po krótkiej chwili - przeszed³em najwy¿ej jakie¶ 200 metrów, zatrzyma³em siê w pó³ kroku. Prawie nie zauwa¿y³bym miejsca, do którego zd±¿a³em. By³ to zniszczony, stary budynek... Wszystko wokó³ niego jakby go unika³o, jakby go nie zauwa¿a³o... Tak, to na pewno tutaj. To miejsce dok³adnie pasuje do opisu, jaki poda³ mi Hirako... U¶miechn±³em siê do siebie. Pamiêta³em to jeszcze. Skrêci³em w stronê wal±cego siê budynku. Wiêkszo¶æ okien by³o wybitych, drzwi ledwo trzyma³y siê na zawiasach, jednak - mimo tego, wcale nie wygl±da³o to brzydko, a wrêcz przeciwnie - to miejsce mia³o swój urok. Podszed³em bli¿ej i zajrza³em do ¶rodka, przez dwu calow± szparê w drzwiach, lecz nic nie dostrzeg³em - wszystko spowija³a jednakowa, nieprzenikniona ciemno¶æ... Poci±gn±³em za klamkê. Drzwi uchyli³y siê lekko z g³o¶nym zgrzytem - mo¿na by³o po nich poznaæ wiekowe pochodzenie. Zanurzy³em siê powoli w ciemno¶æ i powiedzia³em:>
- Jestem Vizardem, tak jak wy. Nazywam siê Oyama Tori - jeszcze przez chwilê s³ychaæ by³o mój dono¶ny g³os, odbijaj±cy siê echem od ¶cian pomieszczenia. - Przyszed³em tutaj, aby nauczyæ siê od was kontroli nad Pustym w sobie. Proszê, pomó¿cie mi - wypowiedzia³em te s³owa pewnie, niczym rozkaz, jednak by³o to tylko udawanie - w rzeczywisto¶ci by³em przera¿ony i ogarniêty rozpacz±, czekaj±c na odpowied¼.
Offline